Mazury Tour 2013 - 1000 km drogami i duktami Warmii i Mazur
  Mazury Tour 2013 zakończyło się 2013-04-281020 km
SALOMONRegionalna Dyrekcja Lasów PaństwowychRegionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w OlsztynieRegionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w BiałymstokuLasy Państwowe
DOTFILMS.PLSALOMONSklep biegaczaGARMINCOMPRESSPORTGJG GroupVITARGOFORMEDPLUS
Strona główna Wieści z trasy Mazury Tour 2013 Trasa biegu Sylwetka biegnącego Galeria
Mazury Tour 2013

ETAP 19 – W połowie drogi…

2013-04-08 / wyświetleń - 2162

Każdego ranka gdzieś w Afryce budzi się gazela i wie, że musi być szybsza od najszybszego lwa, bo w przeciwnym razie zginie. Każdego ranka gdzieś w Afryce budzi się lew, który wie, że musi być szybszy niż najszybsza gazela, bo w przeciwnym razie umrze z głodu. Nie ma znaczenia czy jesteś lwem czy gazelą – ważne, że gdy wstaje słońce musisz być gotowy do biegu.* Ja dzisiaj znowu nie byłem…

Od dwóch dni trawi mnie bowiem co rano jakiś mentalny kryzys, który sprawia, że zupełnie nie chce mi się biegać. Fakt, mogę być już nieco znużony, bo to już prawie 20 dni jak biegnę dzień w dzień, ale przecież należało się spodziewać, że tak właśnie będzie. I nawet świadomość tego, że dzisiaj właśnie miałem pokonać 500-tny kilometr, czyli niemal połowę trasy „Mazury Tour 2013” nie była w stanie wprawić mnie w lepszy nastrój. Mimo, że pogoda do biegania była jak marzenie – świeciło słońce, lekki mrozek, wiało umiarkowanie.

Pogoda była jak marzenie...

Już od pierwszego kilometra czułem, że coś jest dzisiaj nie tak. Było mi niedobrze. Gdy po 5-tym kilometrze zjadłem żel, to chciało mi się zwymiotować. O jedzeniu batona, czekolady, albo czegokolwiek innego nie było w ogóle mowy. Jedyne co mogłem, to pić ciepłą herbatę z termosa, którą przygotował Grzesiek. Gdy tylko na mnie spojrzał, podsumował krótko: „Oj wyglądasz jakoś nieciekawie…”  Wiedziałem o tym, bo biegło mi się naprawdę ciężko. Także dlatego, że nie mogłem dojść do ładu z pogodą i moim ubraniem – raz było mi za ciepło, więc zdjąłem rękawiczki i zmieniłem czapkę, na taką z daszkiem. Myślałem nawet przez chwilę, żeby zdjąć kurtkę, ale na szczęście tego nie zrobiłem, gdyż wkrótce (mimo słońca) zaczęło solidnie wiać i nie były to ciepłe powiewy nadchodzącej wiosny, a raczej lodowate liźnięcia wciąż panującej tutaj zimy… Tak więc szybko założyłem z powrotem rękawiczki oraz cieplejszą czapkę. Nie mogłem biec takim tempem jak chciałem, więc kilometry wlokły się niemiłosiernie. A odliczałem dzisiaj każdy kolejny, jak nigdy, bo gdzieś za miejscowością Cimochy miał przypaść kilometr numer 500, który pokonałem od początku „Mazury Tour”.

Tylko ciepła herbata mnie dziś ratowała...

Ale jeszcze w Cimochach spotkała mnie bardzo miła niespodzianka w postaci czekającej tam na mnie kilkuosobowej ekipy biegaczy z Olecka oraz dwóch reprezentantów tutejszego Nadleśnictwa Olecko. Mieliśmy pobiec wspólnie do Wieliczek, gdzie była meta dzisiejszego etapu. Ale wcześniej, na drodze w szczerym polu, gdzieś za wspomnianymi Cimochami pokonałem 500-tny kilometr, co uczciliśmy jedynie pamiątkowymi zdjęciami. Niestety „grześkowa” herbata już się skończyła, a ja nie chciałem pić, ani jeść czegokolwiek innego. Gdy dobiegliśmy do Wieliczek byłem naprawdę wycieńczony brakiem jedzenia oraz izotonicznego picia na trasie.

Powitanie w Cimochach !

 

Lewa noga bolała jak boli, a stosowane przeze mnie okłady, maści  oraz „tejpy” nie na wiele się zdają. Pewnie przyjdzie mi już dobiec z tym bólem do samego końca, gdyż jedyne co mogłoby mi naprawdę pomóc to kilkudniowa przerwa od biegania, co oczywiście nie wchodzi w rachubę.  Ale na dzisiaj to nie był mój największy problem. Bardziej martwiłem się zatruciem pokarmowym, które mnie dzisiaj dopadło. A może to zwykła grypa żołądkowa ? Jutro się okaże.

*- cytat pochodzi z książki Christophera McDougalla – „Urodzeni biegacze”

Biegniemy do Wieliczek...

Spotkana zwierzyna: głównie przydomowa…, a także jeden wyraźnie zmęczony i głodny bocian. Też przydomowy…;

Zwiastuny wiosny:  cały dzień świeciło słońce ! Nareszcie !!!;

Zjadłem dzisiaj na trasie: tylko jeden żel i wypiłem z litr ciepłej herbaty;

Moje dzisiejsze ubranie:  najpierw zdjąłem czapkę i rękawiczki, ale potem szybko je z powrotem założyłem. Do tego nadal kurtka – ale już bez kaptura – i jedna para getrów (3/4);

Co mi dzisiaj wpadło w ucho ? – adekwatnie do nastroju i tempa biegu…:

1.) "Close To You" – Maxi Priest;

2.) “My Sweet Lord” – George Harrison (to znowu jedna z tych piosenek, które od zawsze przenoszą mnie w marzenia…);

3.) “Allegria” – Gipsy Kings (kiedyś ich uwiebiałem !);

Bocian przydomowy...

Najfajniejsze momenty:

- gdy w Cimochach powitała mnie ekipa biegaczy z Olecka:)

- gdy okazało się, że Grzesiek - tak na wszelki wypadek…- zrobił herbatę do termosu. Oj, jakże się dzisiaj przydała ! :)

- gdy pokonaliśmy kilometr numer 500 ! Teraz powinno być już z górki...:)

- gdy na początku nie wiało, a słonko „robiło wreszcie swoją – mocno spóźnioną - robotę…”. Czyli grzało ! (wprawdzie jeszcze chwilami, ale zawsze...);

500 kilometrów za nami !

Komentarz Komentarze   Dodaj komentarz Dodaj komentarz
  • facetbiega (2013-04-08 08:38:09)
    Wielkie gratulację ..codzienne sprawdzam co u was ...trzymam kciuki ..będzie coraz więcej słońca .. będzie dużo lepiej ...:))
  • grzekam (2013-04-08 18:46:08)
    Wytrwałości życzę.
  • mayka.m (2013-04-08 19:20:00)
    Dla mnie to była ogromna satysfakcja, biec razem z Tobą Krzysztofie ten odcinek. Trzymam mocno kciuki. Pozdrawiam Ewa.
  • gbiniek@o2.pl (2013-04-08 20:44:45)
    SZACUN!

  • stat4u Projekt i wykonanie - SiPRO