Mazury Tour 2013 - 1000 km drogami i duktami Warmii i Mazur
  Mazury Tour 2013 zakończyło się 2013-04-281020 km
SALOMONRegionalna Dyrekcja Lasów PaństwowychRegionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w OlsztynieRegionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w BiałymstokuLasy Państwowe
DOTFILMS.PLSALOMONSklep biegaczaGARMINCOMPRESSPORTGJG GroupVITARGOFORMEDPLUS
Strona główna Wieści z trasy Mazury Tour 2013 Trasa biegu Sylwetka biegnącego Galeria
Mazury Tour 2013

ETAP 14 – Wokół głowy byka z rogami…

2013-04-02 / wyświetleń - 2814

To był naprawdę wspaniały etap Mazury-Tour ! Nie padało i nie wiało ! I byłoby po raz pierwszy naprawdę fantastycznie, gdyby nie wciąż boląca lewa noga. Mimo tego, pierwszy etap na „podlaskiej” ziemi leśnej okazał się naprawdę wspaniały. A zaczęło się od kompletnego zaskoczenia…

Oto bowiem leśnicy z Nadleśnictwa Maskulińskiego postanowili uczcić mój biegowy start na ich terenie w sposób szczególny. Rano, gdy dojechaliśmy na miejsce startu, czekał już na mnie… zespół sygnalistów myśliwskich pod nazwą „Galindowe Rogi”, który odegrał specjalnie dla mnie utwór: „Trzeci marsz myśliwski”. Nie muszę dodawać, że… szczęka mi opadła, bo grali przepięknie ! Podziękowałem bardzo, bo czas jednak naglił. Trzeba było wykonać moją dzisiejszą "robotę", czyli kolejne 25 km, a mogło być przecież różnie, gdyż bolącą nogę poczułem już na schodach, gdy schodziłem do samochodu. Ale z początku nie było źle.  Punktualnie w południe ruszyliśmy – ja oraz dwaj towarzyszący mi biegacze-reprezentanci tutejszego nadleśnictwa, czyli Marcel i Mateusz.

Galindowe Rogi grają !

Kilometr za Karwicą wbiegliśmy do głębokiego lasu i mimo licznych obaw, że nie damy rady, bo śniegu za dużo, a dukt leśny będzie nieodśnieżony, biegło nam się świetnie ! Z przodu jechał Grzesiek, który „zakładał ślad”, a my biegliśmy za nim koleinami opon naszego samochodu.

Nasz czołg w lesie...

 

A wokół, przepiękny, leśno-zimowy krajobraz ! Cały czas gadaliśmy ! Mateusz opowiadał mi na przykład o sukcesach reintrodukcji rysia na terenie tutejszego nadleśnictwa, jak też o tym, że rysiów jest coraz więcej, a niektóre z nich (mimo, że to zwierzęta bardzo płochliwe) nawet nie boją się ludzi i ktoś zrobił jednemu z rysiów zdjęcie, jak sobie leżał na leśnej ławce… Dowiedziałem się również, że jezioro Nidzkie, leżące w krainie Wielkich Jezior Mazurskich, przypomina kształtem - głowę byka z rogami. Gdy spojrzałem jeszcze raz na mapę, nie miałem żadnych wątpliwości, że to prawda…

Wiemy, gdzie biegniemy...

W doskonałych nastrojach (mimo śniegu, miejscami do kolan) dobiegliśmy do miejscowości Turośl, gdzie zaczynał się już asfalt. Bieg po śniegu mocno amortyzował każde uderzenie stopy, dzięki czemu noga prawie nie bolała ! Ucieszyłem się niezmiernie, bo pomyślałem, że moja kontuzja już sobie… poszła ! Niestety. Gdy wybiegliśmy na asfalt w Turośli, zaczęło się znowu. Nie mówiłem nic towarzyszącym mi chłopakom, żeby nie psuć im biegu, ale z każdym krokiem było gorzej. Na krótkim postoju na 15 km, Grzesiek tylko popatrzył mi w oczy i powiedział: „Co, znowu boli ?”. Bolało, jak cholera, więc żeby w ogóle biec dalej, po pierwsze przyśpieszyłem (bo wtedy kontakt stopy z asfaltem był krótszy), po drugie zacząłem stosować „opatentowaną” wczoraj technikę biegową, polegającą na tym, że prawą nogą biegłem normalnie (z wykorzystaniem pięty przy lądowaniu), a lewą tylko na śródstopiu (za radą Grześka). Wyglądało to z pewnością nieco pokracznie, ale pomagało. Marcel i Mateusz przebiegli ze mną dzisiaj w sumie, aż 19,5 km, czyli najwięcej (jednorazowo) w ich życiu, mimo, że obaj biorą udział w biegach na orientację. Było mi naprawdę bardzo miło z tego powodu ! Dalej, podążyłem już sam, obserwowany bacznie przez mojego dzielnego kompana Grześka, który ciągle sprawdzał, czy aby nie biegnę za szybko ? Ale co miałem mu mówić, że szybsze bieganie po prostu mi pomagało…

W Turośli...

Gdy znalazłem się już sam na biegnącej skrajem jeziora Nidzkiego oraz Puszczy Piskiej szosie, gdzie zgodnie z moimi przypuszczeniami, Endomondo nie działało (dlatego nie było dzisiaj transmisji biegu „na żywo”), w słuchawkach zagrał przebój Barry White’a – „Let the music play”. Wtedy pomyślałem sobie o muzyce… O muzyce w ogóle i tym, co ONA znaczy w moim życiu, nie tylko tym biegowym. Znaczy ogromnie dużo ! Do tego stopnia, że mogę dzisiaj wprost powiedzieć, że bez towarzyszącej mi muzyki, chyba nie mógłbym żyć. Tak jak i bez biegania ! Muzyka towarzyszyła mi od zawsze, odkąd tylko pamiętam, gdy jako kilkuletni dzieciak nuciłem ówczesny przebój Czerwonych Gitar – „Mały miś… do lasu bał się iść”. Muzyka potrafi mnie wzruszyć do łez, potrafi dodać mi „kopa”, potrafi też zmusić do przemyśleń, a także uspokoić. Muzyka potrafi też zrobić ze mną coś najwspanialszego, czyli po prostu… przenieść mnie w marzenia ! Ileż, już było w moim życiu takich utworów ! Dlatego jak biegam, muzyka jest ze mną zawsze i wszędzie ! Chyba, że padnie mi komórka…:). Na końcu dzisiejszego etapu „grało” mi w uszach tak świetnie, że przez dłuższą chwilę zapomniałem o bolącej nodze i nawet nie zauważyłem, gdy już był koniec, moich dzisiejszych 25-ciu kilometrów. Mogłem swobodnie biec dalej ! Nawet z tą bolącą nogą...

Głowa byka z rogami...

 

 

Spotkana zwierzyna: ten sam co wczoraj, wciąż śpiący w gnieździe, bocian – w Karwicy;      

Zwiastuny wiosny: jak wyżej ! Podobno od jutra ma znowu padać śnieg…:);

Zjadłem dzisiaj na trasie: o cholera, znowu mało ! Tylko, żel i batona Vitargo. Jak tak dalej pójdzie, będzie źle (żadnej czekolady !). Wypiłem też bidon izotoniku;                                                                                    

Moje dzisiejsze ubranie:   Niezmienne (ale w święta, zdążyłem uprać ! :). Czyli - dwie  warstwy na górze oraz dwie pary getrów na dole (w tym jedna kompresyjna). Do tego, czapka oraz rękawiczki. A także nakładki – ochraniacze na buty Salomona. Oj, dzisiaj przydały się bardzo !;

Co mi dzisiaj wpadło w ucho ? – napisałem na ten temat już powyżej, ale skoro tak, to…:):

1.)  “Let the music play” – Barry White;

2.)  “Laying eyes” – The Eagles;

3.)  “Murder on the dance floor”  – Sophie Ellis Baxter;

 

 Najfajniejsze momenty:

- gdy przed startem zagrał specjalnie dla mnie (!) zespół sygnalistów myśliwskich „Galindowe Rogi”;

- gdy biegliśmy z Marcelem i Mateuszem przez zaśnieżony las… - Wrażenia bezcenne !;                                          

- gdy mogłem swobodnie biec dalej, już po skończeniu 25-go kilometra. Szkoda, że dzisiaj było ich „tylko” 25… :)

Komentarz Komentarze   Dodaj komentarz Dodaj komentarz
  • l.szym (2013-04-03 13:46:43)
    Właśnie wróciłem z odcinka na 15 etapie. Czas i siły pozwoliły mi na 11 km. Żałuję, że tylko na tyle... Powodzenia Panie Krzysztofie!!! Będę gorąco kibicował! No i sorki, jeśli za dużo gadałem!:)
  • Omalanga (2013-04-03 18:46:50)
    Mam nadzieję, że ten bocian w Karwicy to naprawdę śpi, a nie przymarzł do gniazda biedaczysko...

  • stat4u Projekt i wykonanie - SiPRO