Mazury Tour 2013 - 1000 km drogami i duktami Warmii i Mazur
  Mazury Tour 2013 zakończyło się 2013-04-281020 km
SALOMONRegionalna Dyrekcja Lasów PaństwowychRegionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w OlsztynieRegionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w BiałymstokuLasy Państwowe
DOTFILMS.PLSALOMONSklep biegaczaGARMINCOMPRESSPORTGJG GroupVITARGOFORMEDPLUS
Strona główna Wieści z trasy Mazury Tour 2013 Trasa biegu Sylwetka biegnącego Galeria
Mazury Tour 2013

ETAP 13 – Na przekór wrednej pogodzie !

2013-04-01 / wyświetleń - 2647

Podążam dalej, choć dzisiaj rano, jak wyjrzałem za okno to mi się odechciało. Wszystkiego ! W ciągu nocy spadło na Mazurach ponad 20 cm śniegu i według prognoz miało padać dalej, aż do późnego popołudnia. I padało, więc co ja mogłem zrobić ? Nic, tylko brnąć w te Mazury dalej…

Dzisiejszy etap zaczął się nieciekawie nie tylko z powodu fatalnej pogody (śnieg i wiatr), ale także z powodu wczorajszej kontuzji lewej nogi. Wprawdzie wieczorem intensywnie wcierałem zabrane ze sobą maści oraz własnoręcznie „zatejpowałem” sobie bolące miejsce taśmą-plastrem Kinesio, ale dzisiaj, gdy tylko ruszyłem bolało już tak, że ten wczorajszy ból to była… bułka z masłem. Cały czas kuśtykałem, a każde uderzenie lewej stopy o asfalt ten ból tylko wzmagało. Szybko zauważyłem, że jak biegnę po śniegu to boli trochę mniej, więc podążałem skrajem drogi, taplając się co chwila w pośniegowym błocie. Mimo nałożonych ochraniaczy, już po kilku kilometrach miałem mokro w butach. Nie miało znaczenia, czy biegnę szybko, czy wolno – bolało tak samo. Wreszcie, po piątym kilometrze nie wytrzymałem i wziąłem środek przeciwbólowy i posłuchałem rady Grześka, który kazał mi biec lewą stopą bardziej na śródstopiu, nie używając pięty. Trochę pomogło, a może to zadziałał wspomniany środek. Niemniej zauważyłem również, że najgorzej bolało gdy przestawałem biec i ruszałem ponownie, gdy natomiast biegłem bez zatrzymywania to po pewnym czasie ból się nieco zmniejszał. Postanowiłem w związku z tym, że skoro ten ból nie dał się wczoraj, ani dzisiaj… „wypuścić uszami”, to go po prostu „zabiegam” ! Jak zresztą czyni wielu biegaczy, choć czasem później tego mocno żałują… Wrzuciłem więc drugi bieg i w miarę szybko – jak na dzisiejsze warunki atmosferyczne – pokonałem kolejne 5 km.  Pomagało, że starałem się biec cały czas po śniegu, który amortyzował uderzenia. Niestety, w miejscowości Rozogi (siedziba tutejszej gminy) wbiegłem na czarny asfalt i od razu „zatęskniłem” do tego… w kolorze białym, który na szczęście znowu się pojawił tuż za Rozogami… Zajęty ciągłą walką z bólem lewej nogi, nie zwracałem uwagi, ani na wciąż padający śnieg, ani na obryzgujące mnie błotem samochody (i tak już miałem mokre buty…), ani na tempo w jakim biegłem.

 Noga bolała...

Tak dobrnąłem do połowy dzisiejszego etapu, gdzie dołączył do mnie Maciek z Nadleśnictwa Spychowo, mój towarzysz na wczorajszym etapie. Dzięki rozmowie w trakcie biegu, mogłem odwrócić swoją uwagę od bolącej nogi. Szkoda, że nie mógł nam towarzyszyć również Adam, ale podobno jego pies - rasy husky miał dzisiaj… zakwasy po naszym wczorajszym biegu :):). Maciek dobiegł ze mną, aż do samej granicy Nadleśnictwa Spychowo, które dało nam również dodatkową eskortę w postaci dwóch samochodów, które nie pozwoliły nam zabłądzić na tutejszych drogach… trzeciej kolejności odśnieżania. Dalej zaczynał się już obszar zarządzany przez Dyrekcję Lasów Państwowych z Białegostoku. W ten sposób, opuściliśmy bardzo gościnne dla nas miejsca „olsztyńskich” leśników i rozpoczęła się „podlaska” część Mazury Tour. Mamy nadzieję, że będzie równie udana…

Dzisiejsza pogoda na trasie...

Wkrótce też, mało ciekawy - polny krajobraz zaczął się powoli zmieniać. Drzew przybywało i przybywało, aż w końcu znalazłem się w… głębokim lesie. A dokładniej, w prawdziwej puszczy (!), czego pierwszym efektem była utrata sygnału przez moje endomondo (po 20 km)… Przed sobą miałem też jeszcze długą, wielokilometrową leśną drogę prowadząca do miejscowości Karwica nad jez. Nidzkim, gdzie usytuowana została meta dzisiejszego etapu. Z braku lepszego zajęcia oraz mniejszego bólu (chyba rozgrzanej biegiem nogi !) zacząłem więc jak zwykle rozmyślać… Przypomniałem sobie, że wczoraj zadano mi pytanie: jak można przez tyle dni, tak dzień po dniu w ogóle biegać po 25-30 km dziennie !?  Hhm… jak widać na moim przykładzie, jakoś można, ale jak brzmi bardziej dogłębna odpowiedź ? Moim zdaniem, liczą się trzy czynniki. Po pierwsze, dobrze wytrenowany i odporny na fizyczne dolegliwości organizm (chyba taki posiadam…), po drugie umiejętność jego szybkiej regeneracji (chyba to potrafię) oraz po trzecie i chyba najważniejsze to - głowa !

Dajemy radę...

Biegamy wprawdzie nogami, ale to właśnie głowa decyduje o tym - ile kilometrów i jak je przebiegniemy (np. komfortowo, czy w tzw. trupa) oraz w jakim czasie (przynajmniej w założeniach, bo ich praktyczna realizacja to już inna sprawa…). Natomiast na podstawie trzynastu pokonanych dzień po dniu, etapów „Mazury Tour”, czyli łącznie 351 kilometrów, mogę potwierdzić, że nie liczba samych kilometrów, ale właśnie stan głowy liczy się najbardziej ! Dlatego na przykład, ani razu nie próbowałem „połykać”, którekolwiek z etapów w całości, ale zawsze „skubałem” je po kawałku – od jednej miejscowości do drugiej, nigdy – od startu do mety ! Podobnie, zawsze robię na maratonach – nie myślę na przykład: „O rany mam do przebiegnięcia, aż 42 km !” – bo to po prostu wykańcza psychicznie (zwłaszcza na początku maratońskiego biegu) ! Tak więc, trasę każdego maratonu „kawałkuję” sobie zwykle na krótsze, parokilometrowe odcinki, które jak już pokonam, to przechodzę do kolejnych… Podobnie, robię teraz i nie myślę na przykład, że mam jutro przebiec 25 km ogółem, ale że najpierw muszę pokonać dystans z miejscowości Karwica, gdzie obecnie jestem do tej najbliższej, czyli – Turośli, a potem do… Lipy Tylnej i dalej do… Lipy Przedniej. Dopiero jak już dotrę do tej ostatniej miejscowości, to zainteresuję się metą (w Jabłoni k. Pisza). Wprawdzie bieg na 25-27 km to nie maraton, ale przecież na tyle długi, że wiele po drodze może się zdarzyć… Dlatego nie warto w przypadku długodystansowych biegów (powyżej 21 km), już na starcie myśleć o mecie, do której jest wówczas jeszcze bardzo daleko ! Właśnie, dokładnie tak postępuję obecnie w trakcie Mazury Tour, bo gdybym myślał o tym, ile jeszcze kilometrów mam do pokonania, to bym się pewnie załamał. A tak myślę wyłącznie o tych kilometrach, które już pokonałem oraz o tych, które będą wyłącznie jutro…

Wbiegam do puszczy...

Spotkana zwierzyna: ruda wiewiórka, mały jelonek, stado głodnych żurawi…;      

Zwiastuny wiosny: drugi bocian ! Też strasznie zmęczony – spał…:)

Zjadłem dzisiaj na trasie: żel i batona Vitargo, kawałek gorzkiej czekolady. Wypiłem też bidon izotoniku;                                                                                   

Moje dzisiejsze ubranie:   Wciąż takie samo ! Czyli - dwie  warstwy na górze oraz dwie pary getrów na dole (w tym jedna kompresyjna). Do tego, czapka oraz rękawiczki. A także nakładki – ochraniacze na buty, bez których dzisiaj bym nie dobiegł…;

Co mi dzisiaj wpadło w ucho ? – było nadal... świątecznie i nastrojowo (mimo wrednej pogody), a więc:

1.)  “Baby, baby” – Blue Cafe;

2.)  “Break every rule” – Tina Turner;

3.)  “La Maison”  – Gabin;

Dałem radę...

 

Najfajniejsze momenty:

- gdy Maciej powiedział mi, że pies Adama (czyli husky) ma… zakwasy po wczorajszym biegu  :):);

- gdy zobaczyliśmy dzisiaj już drugiego w czasie Mazury Tour, śpiącego w gnieździe bociana !;                                          

- gdy usłyszeliśmy z Maćkiem, klangor (czyli odgłosy) całego stada głodnych żurawi;

Komentarz Komentarze   Dodaj komentarz Dodaj komentarz
  • TK (2013-04-02 03:54:34)
    Dziękuję za "przepis" jak przebiec maraton. Na pewno skorzystam :-)
  • Henryk Zieliński (2013-04-02 08:41:42)
    Jak można biegać przez tyle dni już wiemy. Ale jak można pisać przez tyle dni o samotnym bieganiu i to tak żeby ludzie to czytali?
  • grzekam (2013-04-02 09:44:07)
    Wiele uznania dla tak heroicznego przedsięwzięcia przy tak niesprzyjającej aurze.Też lubię biegać ale w takich warunkach to jednak nie zazdroszczę.Można zwalić na "trzynastkę"-nr trasy.Co do kontuzji to radziłbym trochę odpuścić i przejść na dzień lub dwa na marszobieg z przewagą marszu.POZDRAWIAM i "byle do lata".
  • Beata (2013-04-02 10:53:26)
    Trzymam kciuki Panie Krzysztofie!
  • Nutka (2013-04-02 22:11:58)
    Trzymam kciuki za kolejne etapy trasy,żeby te ponure myśli zniknęły. No i przede wszystkim,żeby noga przestała boleć:)

  • stat4u Projekt i wykonanie - SiPRO