...trochę się działo. Z powodu Świąt wystartowaliśmy wcześniej niż zwykle, czyli punktualnie o 10-tej, ale już po pierwszym kilometrze się okazało, że dzisiejszy etap (26 km) to nie będzie…żaden spacerek, jak mi się wcześniej wydawało. Leśna droga, której w ogóle nie czytała nasza nawigacja, prowadziła do miejscowości Lesiny Wielkie. Dodam, że las był całkowicie zaśnieżony, więc znowu biegłem w śnieżnych koleinach, które miejscami były tak głębokie, że nie było widać moich butów. W dodatku, te koleiny były strasznie śliskie, gdyż pod cienką warstwą śniegu był wyjeżdżony lód. Biegłem naprawdę wolno i ostrożnie, cały czas bacznie uważając, aby się nie przewrócić lub nie odnieść jakiejś kontuzji. Mimo to, po około 5 km biegu po takim podłożu, pojawił się ból w lewej nodze z przodu, nieco powyżej stawu skokowego. Postanowiłem go zbagatelizować, ale niestety całkiem się nie dało… Z każdym, pokonanym kilometrem duktu zaśnieżonego lasu bolało coraz mocniej. Dla odwrócenia swojej uwagi w Lesinach Wielkich naliczyłem około 15 domostw i okazały kościół, więc zrozumiałem, dlaczego są właśnie wielkie, a nie… małe :).
W Lesinach Wielkich ucieszyłem się jeszcze z tego, że był tam po prostu normalny chodnik i zaczynał się asfalt ! Ale niestety, moja radość z tego faktu była przedwczesna, gdyż zaraz za wsią znowu wbiegłem do lasu, który wprawdzie pięknie wyglądał w tej „białej pierzynce”, ale nie wróżył też –mnie biegaczowi, niczego dobrego. Wspomniana wcześniej, lewa noga dokuczała coraz bardziej. Co za cholera znowu ? - gorączkowo się zastanawiałem, kiedy nagle w środku, tego białego lasu wyrósł przede mną… transparent ! To leśnicy Nadleśnictwa Spychowo postanowili w ten jakże miły sposób, powitać mnie na granicy ich leśnego rewiru ! Dzięki temu, zapomniałem na jakiś czas, o bolącej nodze. Dalej podążaliśmy już we trójkę – tzn. Adam, Maciek i ja oraz… Amarog, czyli piękny pies rasy husky, dla którego wielokilometrowe bieganie jest czymś tak zupełnie naturalnym, jak dla innych jedzenie czy spanie...
Noga dokuczała cały czas, choć na szczęście biegłem dzisiaj, tak jak zresztą każdego dnia w opaskach kompresyjnych mojego sponsora, czyli szwajcarskiej firmy Compressport, które w największym skrócie – stabilizują mięśnie łydki (czuć natychmiast po założeniu !), poprawiają krążenie krwi w nogach oraz znacznie przyśpieszają regenerację tychże mięśni. Myślę, że to właśnie dzięki moim „compressom” pokonanie dotychczasowych 300 km touru, obyło się bez specjalnych problemów z nogami (odpukać !). Niestety, ten dzisiejszy ból był umiejscowiony w miejscu, gdzie wspomniana opaska już nie sięga…
Podążaliśmy cały czas wzdłuż granicy woj. warmińsko-mazurskiego, która – jak się dowiedziałem od biegnącego obok Maćka, była kiedyś dawną granicą między Polską, a Prusami Wschodnimi przez którą to granicę miejscowa ludność szmuglowała co się tylko dało… W takim składzie, czyli 3 biegaczy oraz psa dotarliśmy do mojej ulubionej miejscowości - Księży Lasek, która okazała się naprawdę całkiem ładna, a jej intrygująca mnie nazwa wzięła się podobno z czyjegoś błędnego tłumaczenia z języka niemieckiego (Lasek miał być książęcy…, a nie księży :)). Na szczęście biegliśmy już wtedy po asfalcie, a więc już dużo szybciej niż w środku zaśnieżonego lasu, dzięki czemu niedługo potem wbiegliśmy do następnej miejscowości Klon – kończącej dzisiejszy etap, gdzie czekało nas wyjątkowe przyjęcie w postaci kibiców machających nam na powitanie (w tym również, miejscowy ksiądz-proboszcz !). I wszystko byłoby dzisiaj super, gdyby nie ta lewa noga, której ból nie dał się jednak zneutralizować, czyli… „wypuścić uszami”. Pewnie jutro bez bandaża, albo dodatkowej opaski uciskowej się nie obejdzie.
Spotkana zwierzyna: całe stado saren na zamarzniętym jeziorze (muszą być już bardzo głodne !);
Zwiastuny wiosny: pierwszy bocian !!! Ale jakiś taki mocno zmęczony…:)
Zjadłem dzisiaj na trasie: znowu mało – tylko żel i batona Vitargo. Wypiłem także bidon izotoniku;
Moje dzisiejsze ubranie: Ciągle takie samo ! Czyli - dwie warstwy na górze oraz dwie pary getrów na dole (w tym jedna kompresyjna). Do tego, czapka oraz rękawiczki. A także nakładki – ochraniacze na buty, które dzisiaj znowu bardzo się przydały !
Co mi dzisiaj wpadło w ucho ? – było raczej tak… świątecznie i delikatnie, a więc:
1.) “Kiss of Life” – Sade;
2.) “Lo faresti” – Augusta;
3.) “On the Beach” – Chris Rea;
Najfajniejsze momenty:
- zaskakujące i bardzo miłe powitanie w samym środku lasu przez pracowników Nadleśnictwa Spychowo…:);
- kibicujący nam mieszkańcy miejscowości Klon, w tym ksiądz-proboszcz tutejszej parafii… !;
- krótka, ale bardzo miła wizyta w Leśnictwie Klon;
Komentarze Dodaj komentarz